SALONIK ARTYSTYCZNY Filii nr 16
KILKA GODZIN W PRZESTRZENI POETYCKIEJ
To było 06 września2013 R.
DYSKUSYJNY KLUB KSIĄŻKI
KLUB LITERACKI – BARWY
SOWIE DYWAGACJE NA TEMATY LITERACKIE
O godzinie 17.30 postawiono mnie na stole. (Jak zwykle).
Stoję tam sobie dwa razy w miesiącu. Stoję i wsłuchuję się w poetyckie, i prozatorskie gadu, gadu.
Stoję i obserwuję,
a podobno mam strzec mądrości słowa. Taką mi rolę przypisano w tym miejscu salonikowym.
CÓŻ JESTEM PRZECIEŻ SOWA, SOWA MĄDRA GŁOWA.
Jednakże nie o mnie tutaj chodzi w owych literackich przedstawieniach.
Najważniejsi są pióra mistrzowie i zdań wszelkich czytelnicy.
A teraz posłuchajcie. To znaczy przeczytajcie.
Tak oto rozpoczyna się każda historia tego miejsca.
Zbliża się godzina 18.00.
Danka – moderatorka dyskusji i kierowniczka filii przygotowała już miejsca przy stole.
Kto przyjdzie? Nie wiadomo! Ale zawsze przychodzą! I przyszli!
Basia Sładek była pierwsza. O nie przepraszam – pierwszy przyszedł prezes BARW Jerzy – Obrodzki Jerzy.
A zaraz za Jurkiem przyszła Basia.
Za Basią do saloniku weszła Beata. Guzy Beata. Tuż za Beatą próg przekroczył Grzegorz. Derner Grzegorz.
Po 15 minutach wpadła zmęczona Beata. Bigos Beata.
I tak oto w sześcioosobowym komplecie do poezji zasiedli:
Początek spotkania – Powitanie!
Powitanie po długiej wakacyjnej przerwie.
Następnie słów kilka na tematy organizacyjne. Oj będzie się działo.
Październik, listopad, grudzień – prawdziwy poetycki maraton.
Ale o tym potem, jak to mówią niektórzy ludzie.
Kilka chwil na dyskusję o wszystkim – minęło szybko.
Rozmowy o wakacyjnych przygodach, o życiu które przemija, o kilometrach przebytych
i miejscach godnych zobaczenia.
Godzinka jak sekunda – przeleciała i już prezes zapisuje chętnych,
chętnych do udziału w ciężkich zmaganiach na symbole i metafory.
TURNIEJ JEDNEGO WIERSZA
Turniej Jednego Wiersza rozpoczynał Grzegorz D.
Za Grzegorzem Beata G. Tuż po Beacie głos oddano Basi S.,
a kiedy już Basia przeczytała swój konkursowy wiersz, oddano głos Danucie D.O.
Po przeczytaniu i wysłuchaniu przyszła chwila,
chwila na zastanowienie i indywidualne przeanalizowanie każdego tekstu.
Następnie: Głosowanie. Liczenie. Werdykt.
Wygrał wiersz Grzegorza.
Pewnie dziewczyny dały mu fory. Rodzynek. Niech się cieszy.
Prezes chyba też na Grzesia głosował. Męska Solidarność. Tak sobie po sowiemu myślę.
Myślę i zaglądam z ukosa na te wszystkie rozpoetyzowane twarze.
Nie! Nie! – To nie fory. Chyba ten wiersz Grzegorza D. podobał się większości.
Ciekawe co będą o nim mówić jak rozpoczną te słynne warsztaty – literackie warsztaty,
na których to, swoje – cudze teksty: tną, skreślają, wycinają, a czasem – czasem i chwalą.
No zobaczymy, posłuchamy.
A tymczasem: owacje, oklaski, dyplomy, flesze i książki.
Najpierw klaskają, a później te ich słowne policzki na temat – temat zbędnych słów,
które autor ośmielił się użyć we własnym, osobistym tekście.
Trudno to sobie wyobrazić. Ale Barwy to Barwy. Na tych wierszaczy – nie ma rady.
Ale się panowie cieszą!!!!!!!!!!! Ale się cieszą!!!!!!!!!!!!
WARSZTATY LITERACKIE.
I zaczęło się. Ja sowa słucham, słucham i oczom moim mądrym, i dużym nie wierzę.
To ciekawy tekst, i taki rzeczywisty. Wszystkie rekwizyty pasują. Niczego nie da się skreślić.
Tylko ten pijany motorniczy, którejś tam POETCE przeszkadzał.
Ale bladzi pasażerowie i owszem, i te domy co to szły do rozbiórki.
I nawet Konopnicka odżyła.
Gdybyście byli ciekawi tekstu, to Danusia wszystkie wiersze w odpowiednim miejscy zawiesi.
Zawiesi dla czytelników i wszelkiej promocji, i czytelnictwa, i poezji, i Klubu Literackiego – Barwy.
Teraz Beata czyta jeszcze raz i czeka.
A u Beaty wojna! Wojna myśli i snów. Jest jeszcze woda – zimna woda i ciężki oddech.
A u Basi lipy – lipy na początek.
Ale ileż można upajać się samym zapachem. A może to tylko tak na chwilę – pisze Basia.
U Danki piszczy gwizdek,
może czas na herbatę?
Jednakże to nie takie wesołe i do smaku.
Pomimo, że już dzień i są oni – oni imienni sobie to i tak jacyś nieznani.
To wszystko udało mi się zapamiętać z tych rozmów o poezji. Niczego nie cytowałam.
Przyjdźcie i sami przeczytajcie.
Ale jeżeli ktoś chciały posłuchać takiej dyskusji na żywo – to już niedługo październik.
A w październiku oprócz dyskusji, turnieju i warsztatów,
jeden z barwowiczów bedzie się chwalił swoim tomikiem poezji.
A będzie to Józef Lipski, który podzieli się swoimi myślami nie tylko z barwowiczami, ale wszystkimi,
którzy zechcą ten październikowy wieczór spędzić wokół poezji Józka –
JA SOWA już WAS
ZAPRASZAM
DYSKUSJA
Nadeszła pora na dyskusje o poezji poetów WIELKICH.
WYBRALI ZBIGNIEWA HERBERTA.
“Zbigniew HERBERT (ur. 29 października 1924 we Lwowie, zm. 28 lipca 1998 w Warszawie) – polski poeta, eseista, dramaturg, twórca słynnego cyklu poetyckiego “Pan Cogito”, autor słuchowisk; kawaler Orderu Orła Białego.
Z wykształcenia ekonomista, prawnik i filozof”.
Jerzy Obrodzki – Portret śp. poety Zbigniewa Herberta., 30x40cm, akryl.
Laureat ponad dwudziestu nagród literackich, a także prestiżowego Złotego Mikrofonu przyznawanego przez Polskie Radio. Od końca lat 60. XX w. był jednym z najpoważniejszych pretendentów do Literackiej Nagrody Nobla[3][4][5][6].
W latach 80. XX w. Herbert stał się sztandarowym poetą polskiej opozycji. Od 1986 mieszkał w Paryżu, gdzie współpracował z Zeszytami Literackimi. Do Polski wrócił po 6 latach, w 1992 roku.
10 lipca 2007 Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ogłosił rok 2008 Rokiem Zbigniewa Herberta” (wikipediapl.)
DOM
Dom nad porami roku
dom dzieci, zwierząt i jabłek
kwadrat pustej przestrzeni
pod nieobecną gwiazdą
dom był lunetą dzieciństwa
dom był skórą wzruszenia
policzkiem siostry
gałęzią drzewa
policzek zdmuchnął płomień
gałąź przekreślił pocisk
nad sypkim popiołem gniazda
piosenka bezdomnej piechoty
dom jest sześcianem dzieciństwa
dom jest kostką wzruszenia
skrzydło spalonej siostry
liść umarłego drzewa
Zbigniew Herbert
Czterdzieści dwa lata życia poety rozpięte miedzy symbolicznymi tytułami: Struna światła z 1956 roku i Epilogiem burzy z roku 1998, ciemnego roku śmierci. Dziewięć tomów, niespełna czterysta wierszy. A wśród nich galaktyka obrazów i zdań oczywistych w swej doskonałości, tak intensywnych w istnieniu, że trudno pamiętać, iż mogły nie powstać. Ze bylibyśmy ubożsi o niepewną, wahającą się Nike i okrutnych aniołów, stojących u wrót Doliny, o bezradnego Marka Aureliusza, pokonanego Marsjasza, czarnego Szemkela i nie chcących od nas odejść, cierpliwych umarłych, o pobrzmiewające spiżowym echem „Bądź wierny Idź“ i udręczonego, zachwyconego Pana Cogito, który dziękuje Bogu, że stworzył świat piękny i różny… Zbigniew Herbert jest jednym z wielkich prawodawców naszej wyobraźni, wrażliwości i sumienia. Stworzył dzieło niezwykle bogate, wielowymiarowe, a zarazem spójne i przejrzyste niczym oszlifowany kryształ. Wierzył, iż każda linia wiersza jest walką o najwyższą stawkę, potrafił mówić różnymi językami i w zależności od czasu lub potrzeb czytano go jako poetę zagrożonego kulturowego dziedzictwa, klasycznego ładu i stoickiego dystansu, moralnej dyscypliny, obywatelskiej, patriotycznej troski, metafizycznego lęku… Był surowy lub ironiczny, ale przede wszystkim pełen – nieraz maskowanego – współczucia, które nie było litością, ale świadomością współ-cierpienia, bliskości przekraczającej granice czasu i granice skóry, nie pozwalającej zapomnieć, że „jesteśmy mimo wszystko / stróżami naszych braci”. Wiersze zebrane Zbigniewa Herberta to dla każdego z nas, niezależnie od tego, jak dobrze już znamy jego twórczość, zaproszenia do jednej z najwspanialszych wędrówek, jakie można odbyć w świecie poezji XX wieku. Do czytania od nowa i na nowo, czytania wielokrotnego i w różnych porządkach, do lektury będącej poszukiwaniem tego Herberta, który jest nam najbliższy. Jak sam pisał, „jeżeli wybierasz się w podróż niech będzie to podróż długa”…
Andrzej Franaszek
Warto mieć takiego poetę, którego twórczość znają miłośnicy literatury niemal na całym świecie.
Prośba
Naucz nas także palce zwijać
i drzwi podpierać z tamtej strony
pokojów próżnej już miłości
niech kiedy trzeba będzie pięścią
to co marzyło się o szczęściu
i osłaniało chudy płomyk
a potem po skończonej walce
pozwól nam rozprostować palce
choćby już była tylko pustka
gdy w dłoń otwartą przyjmiesz klęskę
gdy czaszkę w czułe palce weźmiesz
zacznie się wtedy jeszcze raz
otwartych dłoni wielka sprawa
po strunach podróż po zabawach
ostatnie ziarno ocalenia
Zbigniew Herbert
Po tym poetyckim utworze komentarz wydaje się zbędny.
Zatem drodzy czytelnicy
KOCHAJCIE POEZJĘ
DO ZOBACZENIA
KŁANIAM SIĘ WSZYSTKIM PO SOWIEMU
I ŻYCZĘ NOCNYCH WYPRAW
PO BIAŁYM LESIE ULOTNYCH SŁÓW.
Dołączam się do SOWICH życzeń – Danuta D.O. moderator DKK